Opublikowano: 24 lipca 2019
W poprzednim poście starałam się dokładnie opisać wszystkie noclegi, koszty i miejsca które zdołałyśmy odwiedzić w 1 tygodniu naszej podróży na Bali. Tym samym chciałam Wam też pokazać, że podróżowanie w tak odległe miejsca jak Indonezja nie musi kosztować miliony, a wręcz przeciwnie – jest tańsze niż nie jedne wakacje w Europie. Dzisiejszy post to kontynuacja naszej niezwykłej podróży. Drugi tydzień pełen przygód i miejsc zapierających dech w piersiach.
Tak jak pisałam poprzednio, pierwszy tydzień spędziłyśmy w piątkę. Po 7 dniach naszą ekipę opuściły 3 osoby i zostałam z siostrą. W poprzednim poście zatrzymaliśmy się na zwiedzaniu klimatycznego Canggu, gdzie odpoczęłyśmy i nabrałyśmy sił do kolejnych wojaży. Wieczorem, w jednej z przydrożnych budek zakupiłyśmy wycieczkę na kolejny dzień – czas odkryć wyspy Nusa!
Dzień VIII
Wycieczka z Canggu na Nusa Lembongan, transport do hotelu plus droga powrotna do Seminyak to koszt 450 000 Rp (135 zł/os). Bardzo polecam wam firmę, z której korzystałyśmy – D’Stars Fast Ferry. Transport przebiegł sprawnie i bezproblemowo. Kupując wycieczkę dostałyśmy kontakt na WhatsUp do przewoźnika. Wystarczyło napisać wiadomość z terminem powrotu – firma skontaktowała się nawet z właścielem hotelu, aby ten przypomniał nam o transporcie i pomógł z bagażami. Aby dostać się na Nusa Lembongan z Bali można również na własną rękę dojechać do portu w Padangbai i tam zakupić na miejscu transport na wyspy.
Hotel: Lembongan Made Inn
Pobyt: 2 noce
Cena za 2 osoby ze śniadaniami: 800 000 Rp/218zł/109 zł od osoby
Kliknij tutaj, aby zobaczyć hotel na booking.com
Lokalizacja obiektu wspaniała! Hotel położony bezpośrednio przy plaży, a właściciele przemili. Jednak nie chciałabym wam go polecać. Szczególnie niekorzystne warunki panowały w toalecie i wspólnie z Karolą stwierdziłyśmy, że noce tam budziły w nas nieopisany lęk. W okolicy znajdowało się pełno cudownych hotelików, także wybierając się na wyspę zachęcam poszukać noclegów w innym miejscu. Bardzo dobrym pomysłem będzie rezerwacja zakwaterowania za pomocą strony Airbnb. Klikając tutaj zyskujecie 50 zł na pierwszą podróż. Na Bali to jedna noc free!
Nusa Islands to kompleks 3 wysp: Nusa Penida, Nusa Lembongan i Nusa Ceningan. Ta pierwsza (największa z nich) znana jest wszystkim z przecudownego widoku na Manta Bay. Planując podróż zastanawiałam się czy wybrać się w tamto miejsce. Napotkałyśmy jednak kilka znaczących przeszkód, przede wszystkim:
- czas – aby dogłębnie zwiedzić wyspę należy poświęcić około 3-4 dodatkowych dni, nie chciałam jechać tam jedynie po kolejne zdjęcie na Instagram.
- transport – o ile nie jest problemem pomiędzy wyspami, na miejscu drogi są wyboiste i wymagające. Jako, że moja przygoda ze skuterem ogranicza się do jednorazowej przejażdżki na siedzeniu pasażera zakończonej wypadkiem, a na wyspie nie istnieje transport publiczny – zrezygnowałyśmy.
Mimo wszystko, jeśli lubicie przygody ekstremalne gorąco zachęcam aby wyspę odwiedzić. Czytając blogi widziałam tyle niesamowitych miejsc, w szczególności plażę Komodo (z różowym piaskiem) czy Pasih Ugg, że aż mi krwawi serduszko. No cóż, będzie pretekst aby ponownie odwiedzić Bali.
Podróż trwała około 2-3 godzin. Na miejsce dojechałyśmy około 14. Zjadłyśmy pyszną sałatkę Gado – Gado (o balijskiej kuchni stworzę osobny post) i nie tracąc czasu ruszyłyśmy odkrywać Nusa Lembongan. Pomimo niewielkich rozmiarów wyspy, ciężko przejść ją na nogach ze względu na całkiem spore wzniesienia. Najlepszym środkiem transportu jest tutaj oczwiście skuter, niestety ciężko jest się pozbyć urazu do tego jednośladu. Pozostało nam skorzystać z jedynej pozostałej opcji – taksówek , a właściwie mini ciężarówek, które jako jedyne kursują po wyspie. To całkiem fajne przeżycie – trzęsło tak, że od razu przypomniała mi się jazda na traktorze w dzieciństwie. Za transport po wyspie należy liczyć sobie około 100 000 Rp (30zł) w każdą stronę. Oczywiście możesz się targować – nam raz udało się zejść do 70 000 Rp.
DREAM BEACH
Naszym pierwszym przystankiem była plaża Dream Beach. Właściwie wszystkie punkty w dzisiejszym planie mieszczą się obok siebie. Wystarczy dojechać do wyżej wspomnianego miejsca, skąd spacerkiem udacie się do pozostałych atrakcji.
Dream Beach to najpopularniejsza plaża na całej wyspie. Niewielka zatoka otoczona z każdej strony klifami. Duże fale i krystaliczna woda sprawiły, że stała się bardzo turystycznym miejscem. Nie mniej jednak warto odwiedzić to miejsce jeśli jesteś fanem nurkowania, skakania z klifów czy po prostu relaksu na śnieżnobiałej plaży. My wybrałyśmy tą ostatnią aktywność, gdzie spędziłyśmy 2 godzinki. Jeśli szukacie noclegu na wyspie, warto zdecydować się na niego właśnie w tej okolicy. Jest to dobra baza wypadowa oraz miejsce gdzie znajdują się główne atrakcje. Tuż przy plaży znajduje się spory resort z mnóstwem bungalow. Nie mniej jednak, wyspa jest tak mała, że gdziekolwiek byście się nie zatrzymali to będzie dobrze:).
DEVIL’S TEAR
Kolejnym obowiązkowym punktem na wyspie jest tzw. Devil’s Tear – czyli łza diabła. I rzeczywiście, ta przewrotna nazwa pasuje tutaj idealnie. Fale uderzające o skały, na pod wpływem ciśnienia wytworzonego poprzez szczeliny w klifie, wyrzucane są w postaci wodnej mgiełki. Tworzy to niesamowity spektakl, na który warto poświęcić więcej niż 5 minut. Fale są różne, czasem możecie spotkać tu tęczę, czasem zauważyć jak wraz z wodą lecą w powietrze żółwie i manty. Miejsce oddalone od Dream Beach jakieś 5 minut spacerkiem.
SUNSET POINT
Udając się na prawo od Devil’s Tear, znajduje się Sunset Point, na którym doświadczyłyśmy jednego z piękniejszych zachodów słońca podczas tej podróży. Żółtopomarańczowe słońce i wysokie fale tworzące wodne tarasy na pobliskich skałach to widok, którym chciałyśmy zakończyć dzień. Nieopodal znajduje się maleńki bar, gdzie możecie kupić sobie piwo, lub coś zimnego do picia. Na miejscu spędziłyśmy około 1,5 godziny ale ja mogłabym siedzieć tam wiecznie. Takie momenty zawsze zmuszają mnie do refleksji nad swoim życiem. Tam też podjęłam kilka ważnych dla mnie decyzji.
Usatysfakcjonowane dzisiejszym dniem, wróciłyśmy do naszego hotelu. Tym oto sposobem, zwiedziłyśmy wszystkie ważniejsze punkty wyspy. Nie zdołałyśmy odwiedzić jedynie Mushroom Bay oraz Mangrove Forest.
Dzień IX
Kolejny dzień to czas na zwiedzanie Nusa Ceningan. Wyspy łączy duży, żółty most, więc transport pomiędzy nimi jest niesamowicie prosty. Jako, że nasz hotel położony był po drugiej stronie, złapałyśmy naszą ciężarówkę i dwadzieścia minut później byłyśmy już na miejscu.
HUŚTAWKI NA WODZIE
Zaraz po zejściu z mostu, Nusa Ceningan przywitała nas szeregiem wodnych huśtawek i hamaków niczym z bajki, czy ta wygląda instagramowy raj? Bez wątpienia tak! Musicie jednak wiedzieć, że w rzeczywistości huśtawki te są brudne, porośnięte glonami i niehigieniczne, a na niektóre ciężko się wdrapać. Nieudolnie weszłam na jedną z nich – po raz kolejny – czego nie robi się dla zdjęcia 😉
Jako, że Nusa Ceningan jest najmniejszą ze wszystkich Nusa Islands, a najważniejsze atrakcje znajdowały się nieopodal Yellow Bridge, postanowiłyśmy odległość ta pokonać na nogach.
MAHANA POINT
Miejsce, które odwiedziłyśmy po drodze do naszej głównej destynacji: Blue Lagoon. Jeśli szukacie wrażeń, to właśnie tam, za cenę 25 000 Rp możecie skoczyć z wysokości 20 metrów do Oceanu Indyjskiego. Miejsce jest sprawdzone i bezpieczne, więc jeśli skakać z klifu to tylko tam!
BLUE LAGOON
Miejsce zdecydowanie warte odwiedzenia. Niesamowity, lodowy kolor wody, który aż raził po oczach – tak inny od wszystkich lagun, które miałam przyjemność odwiedzić. To kolejne miejsce, w którym mogłabym siedzieć cały dzień, nie czując aby był on stracony.
Tam też spotkałyśmy Sophie – sympatyczną szwajcarkę podróżującą w pojedynkę. Ponieważ był to dzień moich urodzin, zaprosiłam ją na kolację. Do dzisiaj utrzymujemy kontakt, kto wie może będę miała przyjemność odwiedzić w tym roku Szwajcarię?
SECRET BEACH
Wracając z Blue Lagoon zatrzymałyśmy się w restauracji przy plaży Secret Beach. Krystalicznie czysta woda sprawiła, że spędziłyśmy tam resztę dnia.
Wracając do Yellow Bridge, zahaczyłyśmy o knajpkę prowadzoną przez znajomego przyjaciółki, która poleciła mi go pozdrowić. Był tak szczęśliwy, że wraz z bratem zawiózł nas do do hotelu – uwaga… na skuterach! Pomału zaczęłam oswajać się z tym środkiem transportu na nowo. Wieczorem wraz z Sophie wybrałyśmy się na urodzinową kolację przy muzyce na żywo. Był to ostatni dzień spędzony na Nusa. Uważam, że udając się na Bali, nie sposób pominąć tych urokliwych wysepek. Przygotujcie się jednak na dzikość natury, brak sklepów, biedę, totalny spokój, i prawdziwą Indonezję. Dwie noce spędzone na wyspach to wystarczający czas aby zwiedzić je całe i zrelaksować się.
Dzień X
Wczesnym rankiem pożegnałyśmy się z Nusa Lembongan i ruszyłyśmy w kierunku naszej ostatniej destynacji Seminyak. Po spokojnym weekendzie, przyjazd do jednego z nowocześniejszych miasteczek na Bali to był prawdziwy szok. Zamierzałyśmy spędzić tam 4 dni relaksując się, poznając tubylców, pijąc świeże kokosy i opalając nasze jeszcze blade ciała. Nie spodziewałyśmy się jednak, że miejsce to jest najdroższym, najbardziej „posh” na Bali! Bardzo ciężko było mi znaleść hotel w rozsądnych cenach. Zarezerwowałam dosłownie najtańszy. Okazał się jednak najlepszym wyborem.
Hotel: Grand Mas Plus Hotel Seminyak
Czas: 3 noce
Całkowity koszt dla 2 osób: 1259 280 Rp/342zł/171 zł os
Kliknij tutaj, aby zobaczyć hotel na booking.com
Kliknij tutaj aby zarezerwować nocleg na booking.com z 50 zł rabatem!
Jeśli szukacie miejsca wyłącznie do noclegów to idealny hotel dla was. Wprawdzie pokoje są małe i zaprojektowane na wzór boxa, bez większych okien, jednak o modernistycznym wyglądzie i wyposażone we wszystko czego potrzebujesz. Hotel jest ogromny i znajduje się tuż przy plaży, posiada własny basen, obsługa jest przemiła, a śniadania smaczne.
Tego dnia udałyśmy się odwiedzić jeden ze słynnych Beach Clubów Ku De Ta. Razem z drugim klubem: Potato Head Club, to chyba najbardziej ekskluzywne miejsce w jakim miałam okazje być na Bali. Ceny adekwatne do poziomu klubu. Nic dziwnego, miejsce to odwiedzają wszystkie gwiazdy. Nie odniosłam jednak dobrego wrażenia. Bardzo dużo ludzi, a obsługa robiła wszystko aby zarobić i się Ciebie pozbyć. Więc jeśli non stop czegoś nie zamawiałeś, mogłeś czuć się wyproszony. Nie posiedziałyśmy tam długo, obie stwierdziłyśmy że to zupełnie nie nasze klimaty.
Dzień XI
W tym dniu postanowiłyśmy odkryć Seminyak. Niestety okazało się, że niema tutaj totalnie nic! Nie dosyć, że bardzo drogo, to jeszcze po za plażą, która nie zachwyca nie ma miejsc do zwiedzania. Seminyak to typowo turystyczne miasteczko, pełne barów, restauracji i klubów na najwyższym poziomie. Uważam, że bukując tutaj noclegi zrobiłam błąd – mogłyśmy poświęcić te dni chociażby na zwiedzanie Nusa Penida. No cóż, pozostało nam jedynie byczenie na plaży oraz testowanie lokalnej kuchni. Planowałyśmy wziąć lekcje surfowania, jednak finalnie lenistwo wzięło górę. Dałyśmy za to szansę kolejnemu beach klubowi: Potato Head, aby znowu się zawieść kulturą obsługi jaka panuje w środku. Wieczorem stęsknione za uroczym Canggu, udałyśmy się tam na imprezę, na którą podwiózł nas pewien tubylec na skuterze (tak, dwie na jednym, tak było to lekko szalone, tak nie żałuję!). Był to jednak dzień, w którym wynudziłyśmy się do tego stopnia, że przerażona perspektywą spędzenia w ten sposób ostatnich dni na Bali, postanowiłam przełamać swój największy lęk i sama wynająć ten uwielbiany przez wszystkich pojazd!
Dzień XII
Około południa wyruszyłyśmy w poszukiwaniu skutera. Nie sądziłam, że będzie z tym aż taki problem. Przechadzając się ulicą co rusz spotykałyśmy lokalne wypożyczalnie, jednak dzisiaj żadna z nich nie chciała wypożyczyć nam skutera na 24 godziny! W grę wchodziło jedynie wynajęcie na 3 dni i więcej. Dodatkowo problem stanowił brak doświadczenia. Zniechęcone wróciłyśmy do hotelu. Przez przypadek zauważyłam, że i tutaj oferują wynajem i to w lepszej cenie. Postanowiłyśmy zaryzykować i przemilczeć fakt, że nie wiem nawet jak odpala się ten sprzęt. Udało się za cenę 60 000 Rp (18 zł) wypożyczyć pojazd na dobę. Trochę rozbawiony moimi wysiłkami uruchomienia silnika pracownik, pomógł nam i przerażone ruszyłyśmy przed siebie. Pierwsze 10 minut przemilczę, jednak później jeździłam już jak rodzimy Balijczyk. Okazało się, że to całkiem fajne uczucie, później żałowałyśmy, że zdecydowałyśmy na ten krok się tak późno. Wybrałyśmy się do stolicy surferów, najbardziej wysuniętego miasteczka w stronę Australii – Uluwatu. Trochę w poszukiwaniu Ewy Chodakowskiej (która podobno tam była), trochę z ciekawości świata, jednak przede wszystkim z miłości to zachodów słońca i piękna natury! Miasteczko oddalone było od Seminyak jakąś godzinę drogi. Już sama podróż stanowiła dla mnie rozrywkę na wysokim poziomie. Po drodze trzeba było zatankować, co również było interesującym przeżyciem. Otóż benzyna na Bali sprzedawana jest na przydrożnych straganach w butelkach po absolucie! Jest bardzo tania, jednak jeśli sprzedawca zobaczy że jesteś niedoświadczony będzie chciał Ci sprzedać ją bardzo drogo. Za pierwszym razem dałyśmy się nabrać, jednak standardowa cena to 10 000 Rp za litr.
ULUWATU
Uluwatu przywitało nas uroczą plażą, odmienną przyrodą, przywoitymi cenami i widokami zapierającymi dech w piersiach. Tutaj zjadłyśmy swój obiad, porozmawiałyśmy z tubylcami i miło spędziłyśmy popołudnie, jednak najlepsze dopiero na nas czekało.
Gdy miałyśmy wracać do domu, dowiedziałyśmy się, że niedaleko jest jedna ze słynniejszych świątyń na Bali. Podjęłyśmy szybką decyzję aby właśnie tam udać się na zachód słońca. Świątynia oddalona była 3 km od Uluwatu, więc chwilę później już zakładałyśmy sarong.
ULUWATU TEMPLE
Parkując moją błyskawicę zaczepiła mnie wolno chodząca małpka. Najpierw jedna, później ujrzałam kolejne! Wchodząc do świątyni była ich już cała masa. Dowiedziałyśmy się również, że lepiej nie wyciągać cennych przedmiotów, schować zegarki i biżuterię, ponieważ małpki po za tym że urocze to jeszcze trudzą się w kradzieży. Sama byłam świadkiem jak jedna z nich ukradła portfel, druga ściągnęła kobiecie kolczyk z ucha, a jeszcze inna (kreatywna) potrafiła zabrać nawet japonka ze stopy. Zabawy była cała moc, jednak do czego dążę, to właśnie tutaj doświadczyłam definitywnie najpiękniejszego zachodu słońca na Bali! Żadne zdjęcie, żaden film nie jest w stanie ukazać w 100 procentach tego co rejestrowało wtedy ludzkie oko.
Tak właśnie dzień, który miałyśmy spędzić na plaży zamienił się w jeden z tych najbardziej ekscytujących.
Dzień XIII
TANAH LOT TEMPLE
Był to ostatni dzień podróży. Korzystając z tego, że mamy do dyspozycji skuter, wczesnym rankiem wybrałyśmy się w jeszcze jedno miejsce Tanah Lot Temple. Było pięknie, jednak po tym co przeżyłyśmy dzień wcześniej ciężko było nas zaskoczyć.
Po powrocie spakowałyśmy walizki i poszłyśmy wydać nasze ostatnie rupie na pamiątki, balijskie przysmaki, oraz prawdziwy balijski masaż (70 000 Rp – a warty 3 razy więcej) – był to idealny pomysł przed czekającą nas 24 godzinną podróżą.
O Bali mówią różnie. Niektórych zachwyca, inni wracają zawiedzeni. Tak jak pisałam we wcześniejszym wpisie: postanowiłam nie kierować się zdaniem innych, podejść do sprawy bez ekscytacji i wyrobić sobie własne zdanie na ten temat. Z wyspą żegnałam się ze łzami w oczach. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam i już wiem, że podróżowanie na własną rękę przynosi mi sto procent zadowolenia z życia. Gdybym mogła – w tym momencie pakowałabym plecak i wracała tam ponownie – nie na 2 tygodnie, lecz na pół roku, może dłużej.
KOSZT WYJAZDU W 2 TYGODNIU
Tak jak pisałam we wcześniejszym wpisie (tutaj), poza wymienionymi kosztami, codziennie wydawałyśmy około 200 000 Rp na jedzenie i 25 000 Rp na świeżego kokosa. Więcej a temat jedzenia opiszę w osobny poście.
Noclegi: 280 zł
Transport: 200 zł
Wycieczki i atrakcje: ok 15 zł za wejścia do świątyń
Jedzenie: 420 zł
Kokos: 52 zł
Zakupy i pamiątki: myślę że maksymalnie 60 zł
Razem: 1027 zł
CAŁKOWITY KOSZTY DWUTYGODNIOWEGO WYJAZDU NA BALI
3130 zł
Warto?