Opublikowano: 11 lutego 2020
Czas abyście poznali moją ostatnią destynację podczas podróży do Tajlandii – wyspę Koh Kood. Wcześniej zdążyłam odwiedzić Bangkok (info tutaj) oraz Koh Chang (tutaj). Koh Kood (zwana również Koh Kut) to leżąca zaraz obok Koh Chang niewielka wysepka. Podczas przygotowywania planu podróży, wahałam się pomiędzy Koh Mak, a właśnie nią. Internauci polecali z całego serducha Koh Kut. Nie zawiodłam się – to było piękne zwieńczenie całej tajlandzkiej przygody.
Po wizycie na Koh Chang byłam przekonana, że odwiedziny sąsiedniej Koh Kut niczym mnie nie zaskoczą – czym bowiem różnić się może wyspa położona 1,5 godziny promem od poprzedniej? Byłam zaskoczona tym jak bardzo jest inna. Przede wszystkim w oczy rzuca się otaczająca nas dzikość, wysokie palmy i uwaga… brak asfaltowych dróg. Są jedynie wąskie, zrobione z płyt alejki, na szerokość jednego samochodu – z resztą tych, poza taksówkami też tutaj nie widziałyśmy. Była za to cała masa skuterów, więc wywnioskowałyśmy, że drogi te są właśnie przystosowane pod ten typ pojazdów.
Hotel
Wybór hotelu nie był prostą sprawą. Zazwyczaj szukam takiego niskobudżetowego z przywoitymi warunkami mieszkalnymi. Nie jestem wybredna. Jednak na Koh Kood bardzo ciężko znaleźć coś taniego i w dobrej lokalizacji. Całe wybrzeże zapełnione jest bardziej lub mniej luksusowymi resortami. Chcąc z rana pomoczyć nóżki w morzu, wybrałam resort w miarę rozsądnej cenie, jedna ciągle po za moim zaplanowanym budżetem 🙂
Koh Kood Resort
Cena za dobę za osobę (ze śniadaniami) 125 złotych (w Tajlandii jest to lekko drogi nocleg)
Hotel rezerwowałyśmy poprzez serwis AGODA, ponieważ na Booking to samo miejsce było znacznie droższe. Wybierając się w podróż po Azji, warto pokusić się o coś więcej niż rezerwacje poprzez booking.com. Niekiedy inne strony (np wyżej wspomniana Agoda, mają znacznie lepsze oferty).
Dostałyśmy własny bungalow w środku dżungli. Mi bardzo przypadł do gustu, jednak dziewczyny były trochę przestraszone (to był ich pierwszy nocleg w drewnianym domku w takiej dziczy). Jeśli chodzi o serwowane jedzenie – było średnie. Jeszcze ze śniadań dało się coś wybrać, jednak obiady i kolacje jadłyśmy po za resortem.
Hotel był ładny, jednak trochę zaniedbany. Wieczory bardzo ciche, bez specjalnych aranżacji ze strony obsługi (zero life music, czy tematycznych nocy). Może się czepiam, ale wyspa należy do bardzo cichych i takie rozwiązanie sprawdziłyby się świetnie. Podsumowując, młode dziewczyny się nudziły, może starsze pary były by w swoim świecie.
Transport
Tak jak na poprzedniej wyspie, zaraz po przypłynięciu możecie złapać zbiorową taksówkę do swojego hotelu (koszt to około 60 batów) – będzie to jedyne spotkanie z pojazdem czterokołowym. Jak wspomniałam wyżej – królują skutery i bez nich naprawdę ciężko zwiedzać wyspę. Moja rada: nie wynajmuj nigdy skutera w hotelu – ceny są z kosmosu (np. 400 batów za dobę). My swój skuter wynajęłyśmy w przydrożnej stacji za 180 batów za dobę. Jeśli obawiasz się jazdy na skuterze to po prostu musisz się przełamać – w innym przypadku, cały wyjazd zostaniesz w resorcie.
Jedzenie, restauracje i sklepy
Na Koh Kood praktycznie nie ma sklepów – szukałyśmy, uwierzcie. Jeśli już są, to są to bardzo ubogo wyposażone budy. Alkohol chipsy i lody znajdziesz, ale niewiele więcej. Trzeba jeść w knajpach (akurat uważałam to za duży plus). Za porcję obiadową zapłacimy od 80- 300 batów (w zależności od zamówienia). Przez 4 dni spędzone na wyspie, zdążyłyśmy się z kilkoma zaprzyjaźnić i dzisiaj mogę je polecić z czystym serduchem:
- Tawan Eco Bar – mała, hippisowska knajpka na świeżym powietrzu. Zjadłyśmy tam kolację – bardzo dobre risotto.
- Mangrove Bungalow and Restaurant – tanio, pyszny obiad, z widokiem na rzekę oraz lasy mangrove. Polecam świeży kokos oraz Pad Thai
- Chiang Mai restaurant – wygląda jak zapuszczona stodoła – jednak to świetne miejsce z pysznymi, tanimi i dużymi porcjami, prowadzone przez uroczą, starszą Tajkę – polecam gorąco!
Nie polecam natomiast jedzenia w resorcie przy plaży Klong Hin (Klong Hin Resort). Najgorszy Pad Thai na całej wyspie.
Minusem wyspy jest to, że są bardzo drogie świeże kokosy. Za jednego trzeba zapłacić około 100 batów (dla porównania w Bangkoku kupimy już za 40 batów). Generalnie wszystko jest delikatnie droższe, ze względu na koszty importu produktów na wyspę.
Plaże
Koh Kood to wyspa, na której widziała najpiękniejsze w swoim życiu plaże. Niektórzy porównują je do plaż rodem z Malediw. Ich zwiedzanie to gówna atrakcja wyspy. Większość z nich należy do resortów, jednak nie było problemu aby wejść i rozkoszować się cudownymi widokami. W niektórych miejscach wymagana była również opłata w wysokości 200 batów.
Bang Bao Bay
Nasza hotelowa zatoka. Krystaliczna woda i pudrowo – biały piasek. Co więcej do szczęścia potrzeba? Woda była tak czysta, że z powodzeniem mogłyśmy oglądać pływające rybki.
Ao Noi Beach
Według mnie najlepsza plaża na wyspie. Niestety należy do resortu i wstęp to 200 batów. Nam udało się uniknąć opłaty, a widoki … nie z tej ziemi.
Siam Beach
Plaża należąca do Tinkerbell Resort. Tam pierwszy raz w życiu spotkałam leżące palmy oraz znane wszystkim huśtawki. Po za tym, plaża troszkę wąska, jednak równie piękna.
Khlong Hin Beach
Plażę tą odkryłyśmy zupełnie przez przypadek, co utwierdziło nas w przekonaniu, że na wyspie jest jeszcze bardzo dużo miejsc, których niestety nie zdążymy zobaczyć. Spędziłyśmy tam cudowne chwile, huśtając się na huśtawkach na wodzie, pluskając w ciepłym morzu oraz pijąc ukochane kokosy. Plaża troszkę oddalona od pozostałych, jednak warta wycieczki.
Co jeszcze robić na wyspie?
Koh Kood nie jest krainą rozrywek. Nie znajdziecie tutaj zakrapianych imprez, hucznych eventów czy gwarnych straganów. Jest za to piękno dzikiej natury, cisza i spokój, których tak brakuje współczesnemu człowiekowi. Po za zwiedzaniem plaż możecie jeszcze umilić sobie dzień poprzez:
- wynajem kajaków
- jednodniową wycieczkę z nurkowaniem
- snorkelling
- zwiedzanie wioski rybackiej na wodzie
- wizytę wodospadu Khlong Chao
Spędziłam cudowne 5 dni na wyspie, nie pamiętam kiedy ostatni raz tak wypoczęłam! Niestety, to co dobre szybko się kończy. Musiałyśmy się dostać do Bangkoku, skąd miałyśmy lot powrotny po Polski. Transport kupiłyśmy w naszym hotelu (900 batów) i obejmował całą podróż do Bangkoku na ulicę Khao San Road (była też opcja bezpośredniego transportu na lotnisko). Po więcej informacji zapraszam was na mój Instagram – dietetyka_podroznika.